036. The Child in Time - Dziecko w czasie

Nie umiem pisać streszczeń.
Ale umiem grzebać w internecie.
A "Dziecko w czasie" przeczytałam i myślę, że:

jeśli Wy książki nie planujecie na razie czytać, 
albo planujecie, tylko nie teraz, 
albo potrzebujecie dodatkowego bodźca do sięgnięcia po nią

to znalazłam coś w rodzaju esencji tej książki.
Tych kilkadziesiąt słów dobrze nakreśli, o czym teoretycznie będzie film z Benedictem Cumberbatchem w roli Stephena Lewisa. Teoretycznie, bo nie wiemy do jakiego stopnia adaptacja będzie odzwierciedlać powieść.

Znalazłam w Notatniku Kulturalnym bardzo dobrą notkę z 2012 r.:


"Poznajemy naszego bohatera, który zaczyna snuć swoją opowieść w niełatwym dla niego momencie. Jest samotny, zamknięty w sobie, żyje trochę z dnia na dzień, biernie przyjmując to co niesie dla niego życie. Żyje przeszłością wciąż wracając do zdarzenia, które zmieniło jego życie. 
Miał rodzinę - żonę, dziecko, ale podczas pewnego wypadu na zakupy jego mała córeczka zniknęła. Nikt nie wie co się stało - została porwana, zagubiła się, a może był jakiś wypadek? Żyje czy też nie? 
Stephen Lewis wciąż zadaje sobie to pytanie, zadręcza się nie tylko wspomnieniami, on wciąż żyje poszukiwaniami, nawet jeżeli już sam nie widzi w nich szans i sensu. Jak ona się zmieniła? Czy bym ją rozpoznał? Czy ktoś jej nie skrzywdził? Jakże inaczej przeżywali tę stratę - on wciąż zmobilizowany do poszukiwań, pełen energii, tak jakby jego systematyczne poszukiwania miały gwarantować sukces. Jego żona kompletnie się zamknęła w sobie, wpadła w jakiś stupor, nie mogąc nawet znieść jego aktywności, obecności. Bezradność, brak zgody, rozpacz. Wreszcie się rozstali. Stephen mimo upływu czasu wciąż nie chce budować swojego życia na nowo. Po co? Jego szczęście się skończyło. Teraz już nic nie ma sensu.

Obserwujemy więc jego funkcjonowanie i słuchamy jego toku myślenia. Mimo tego, że został wciągnięty przez znajomych w pewną aktywność, nie ma ona specjalnie dla niego większego znaczenia, bardziej żyje wspomnieniami niż życiem realnym. Ale też te obowiązki pozwalają mu na to by wyszedł z domu, nadają jakiś rytm dnia, gdyby nie to pewnie by wcale nie wychodził, zostało by mu picie i przeszłość. To główny wątek powieści. Dochodzenie do tego by pogodzić się ze stratą. Przecież nie oznacza to odrzucenia, zapomnienia, to raczej pożegnanie i przyjęcie tego czego odwrócić się nie da. Jak dalej żyć? Czy możliwe jest dalsze bycie razem w relacji po tak głębokiej traumie?

I podobne pytania wracają też w wątkach pobocznych, których jest sporo. Niektóre nawet dość lekko i humorystycznie napisane. Mechanizmy władzy (fajnie zarysowana postać Pani Premier i jej otoczenia), funkcjonowania urzędów, tworzenia ustaw i pewnych strategii rozwiązywania problemów społecznych... Gdyby to nie było momentami tak prawdziwe i straszne, byłoby nawet zabawne.
Mamy też wątek retrospekcyjny dotyczący rodziców naszego bohatera. Czy przyglądanie się związkowi rodziców nauczy czegoś Stephena. 
A może to co pchnie go do jakichś zmian, wyrwie go z marazmu to historia jego przyjaciela, który ma poważne problemy psychiczne? Jak pomóc komuś kogo się nie rozumie? W wieku lat 40-stu nagle żyć jak dziecko, prostymi emocjami, odrzucając świat zewnętrzny i jego oczekiwania? 

Niełatwa powieść. Wymagająca uwagi, bo te wątki przeplatając się sprawiają wrażenie chaosu. Ale całość to naprawdę smakowita podróż w głąb psychiki, studium bólu, samotności i tęsknoty. 
I nadziei." 


TU także kilka słów na temat "Dziecka w czasie", ale uważam, że ten ktoś nie do końca zaakceptował podejście Iana McEwana do tematu.
 

Komentarze