013. Hamlet jeszcze raz


Czytałam różne recenzje Hamleta, od zachwytów po rozczarowanie.
Tuż po pokazach przedpremierowych angielskie gazety, będąc może pod wpływem nerwowego oczekiwania na przedstawienie, które jeszcze nim miało miejsce stało się „hitem”, okrzyknęły spektakl pięciogwiazdkowym wydarzeniem. Rozpisywano się o robiącej wrażenie scenografii, dostosowaniu inscenizacji do współczesnego odbiorcy oraz chwalono głównego odtwórcę.
Z czasem pojawiły się te mniej rozentuzjazmowane recenzje. Że przedstawienie dla dzieci, że efektowne, ale dziwnie jałowe i chyba niewarte całej medialnej histerii. Że aktorzy grali bez chemii pomiędzy sobą.

Wszystko może to prawda.

Ale dla mnie oglądnięcie Hamleta było niesamowitym przeżyciem. Fakt niestety, że do teatru nie chodzę zbyt często, o teatrze londyńskim nie wspominając, wobec czego nie mam zbyt mocnego punktu odniesienia. W każdym razie przedstawienie w ramach National Theatre Live zaparło mi po prostu dech. 


 











Zanim obejrzałam sztukę na dużym ekranie przeczytałam Hamleta, w dwóch przekładach, z których jeden był według mnie jak dla Benedicta napisany.














  







To co obejrzałam to było odzwierciedlenie moich wyobrażeń, których i tak nie byłabym w stanie wyartykułować.
Tak właśnie wyobrażałam sobie jego emocje i przeżywanie. Na wskroś i doszczętnie.
Cumberbatch był genialny. I wszystko dookoła grało z nim i dla niego. I może tak było niestety,
a może na szczęście, i może tylko dla mnie, a może jeszcze dla kogoś.

Jeśli ktoś miałby ochotę napisać o swoich wrażeniach po obejrzeniu Benedicta Cumberbatcha
w roli Hamleta - zapraszamy!


Brak komentarzy: