662. Po premierze przedstawienia Sophie w Buenos Aires
"Wraz z niezwykłym udziałem Orquesta Estable i natchnioną inscenizacją Sophie Hunter, te dwie krótkie opery doskonale ze sobą współgrały, podkreślając w swoich odmiennościach wspólne spojrzenie w otchłań ludzkiej duszy."
Ocena magazynu La Nacion - doskonała!
"Poeta powiedział, że XX wiek był niespokojny i gorączkowy. Ale jeśli mówimy o muzyce klasycznej/akademickiej/pisanej minionego stulecia, najpełniejszymi opisami byłyby te, które wskazują na różnorodność, bogactwo, wszechstronność i innowacyjność.
Łącznie i jako wyrazisty przykład osiągnięć ostatniego stulecia, w prawie współczesnym, ale różnorodnym z każdego punktu widzenia, teatrze Colón, pojawiła się jedyna opera Bartóka, która miała premierę w 1918 roku, i ostatni owoc współpracy historycznego duetu twórczego Kurta Weilla i Bertolta Brechta z 1933 roku (dokładnie na rok przed tangiem „Cambalache” Enrique'a Santosa Discépolo*). Tak więc sojusz tych dwóch krótkich oper z XX wieku w ciągu jednego przedstawienia był bardzo udany. Na szerokim i kompleksowym poziomie obydwa cieszyły się bardzo dobrymi występami, zarówno na scenie, jak i teatralnie oraz muzycznie, ze znakomitym występem Orquesta Estable Teatro Colón pod dyrekcją Jana Lathama-Koeniga.
Opera, nazwana przez Weilla „baletem śpiewanym”, opowiada historię dychotomicznej postaci Anny, dwóch sióstr o tym samym imieniu (jedna śpiewaczka, druga tancerka), szukających szczęścia w długiej pielgrzymce na pomoc swojej rodzinie z Luizjany. Anna I – intelektualistka, narratorka, skoncentrowana – współistnieje z Anną II, impulsywną, artystyczną, piękną. Całość dopełnia rodzina, statyczny kwartet wokalny, który, podobnie jak starożytny grecki chór, komentuje to, co dzieje się z Annami w siedmiu różnych miastach, z których każde skupia się na jednym z grzechów głównych.
Sceny są krótkie, a wykonanie wymyślone przez Sophie Hunter to godna podziwu próbka fantazji i kreatywności, w którą ingerują światła, zasoby wideo oraz bardzo dynamiczne i doskonale złożone ruchy sceniczne, w które interweniują dwie Anny; dalej rodzina, zawsze nieruchoma, i pół tuzina tancerzy. Angielska mezzosopranistka Stephanie Wake-Edwards, która śpiewa głównie w niższej oktawie, dobrze spełnia swoją rolę, a czasami jej śpiew zostaje podporządkowany orkiestrze. Bas Blaise'a Malaby, solisty urodzonego w Kongo, grającego matkę, brzmiał solidnie i był bazą, na której wspierał się rodzinny chór. Z kolei niestabilną i pracowitą Annę II bardzo dobrze wykonała angielska tancerka Hanna Rudd. W tym wszystkim muzyka Weilla płynie subtelnie i mieszając się ze swoimi dziwactwami i całym swoim pięknem.
Fizycznie zamek Sinobrodego nie istnieje. Opera rozgrywa się na obnażonej i ciemnej scenie. Pośrodku znalazł się duży krąg lekko nachylony w kierunku, gdzie poruszali się Sinobrody i Judith, zawsze bardzo powoli. Nad nimi wisiała majestatyczna, gigantyczna kula. Siedem drzwi, które mają zostać otwarte, jest rozmieszczonych na krawędziach dysku, jak wieka skrzyń, które Judith będzie podnosić, jedno po drugim. Zawartość każdej z siedmiu sal zamku nabiera cielesności dzięki obrazom, które przy nowoczesnej technologii i doskonałej realizacji, rozwijają się na sferze i w powietrzu sceny jak zwiewne i nieuchwytne wideo, zawsze bardziej symboliczne niż konkretne.
Znakomity występ wokalny i sceniczny Szemerédy'ego i Shaham, inscenizacja tyleż symboliczna, co konkretna, bardzo dobry występ orkiestry i niezwykła muzyka Bartóka połączyły się, aby Zamek Sinobrodego był wyjątkowy. Reprezentacja, która zresztą nie pozwoliła nam zapomnieć o bardzo dobrym początkowym momencie, który zapewnili Kurt Weill i Bertolt Brecht."koniec tekstu, tłumaczenie własne dzięki guglom :)
Sophie Hunter, Benedict Cumberbatch, Jorge Telerman, Cynthia Cohen (x) |
Jan Latham-Koenig, Helen Silvester, Kirsty Hayes, Sophie Hunter, Benedict (x) |
Komentarze