198. Opowieść o problemach po stracie dziecka, czyli trochę o ekranizacji The Child in Time
Dziecko w czasie (ang. The Child in Time) to książka autorstwa Iana McEwana. Można nie kojarzyć go poprzez ten tytuł, lecz zdecydowana większość z was zapewne słyszała o Pokucie. Ona także jest jego autorstwa.
Autor cieszy się wysokim uznaniem, ponieważ został nagrodzony m.in. Somerset Maugham Award, a The Time w 2008 roku wymienił go jako jednego z 50 największych pisarzy brytyjskich po 1945 roku.
Skrótowo opowiedziałam wam o autorze tej jakże cudownej, a zarazem emocjonalnej książki Dziecko w czasie. Jednak to nie o niej tutaj zamierzam pisać.
Dzisiaj skupię się na ekranizacji (reżyseria Julian Farino), w której główną rolę odgrywa Benedict Cumberbatch, a której polska premiera miała miejsce wczoraj, 22 grudnia.
Stephen Lewis (Benedict) jest autorem książek dla dzieci. Ma śliczną i kochającą żonę Julię (Kelly MacDonald), małą i słodką córeczkę Kate oraz dwójkę dobrych przyjaciół. Czego można chcieć więcej?
Pewnego dnia, podczas zakupów w supermarkecie, Kate znika. Mimo wszelkich starań Stephenowi nie udaje się odnaleźć córki. To sprawia, że jego relacje z żoną ulegają całkowitej zmianie. Choć nie traci nadziei na odnalezienie Kate, przeżywa wewnętrzną walkę z samym sobą. A co by się stało, gdyby jedno wydarzenie całkowicie zmieniło dotychczasową, smutną rzeczywistość?
Z niecierpliwością czekałam na ekranizację tej powieści. Przyznam, że po przeczytaniu książki nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak reżyser chce pogodzić tyle wątków. Byłam pełna obaw.
Nie potrzebnie.
Benedict na planie |
Gra aktorska Benedicta była niesamowita. Od dawna wiadomo, że w każdej roli stara się być autentyczny. Tym razem Brytyjczyk mógł naprawdę poczuć postać Stephena. W końcu aktor posiada dwoje dzieci. W każdej scenie można zauważyć, iż Benedict tak naprawdę stał się postacią z książki. Sam powiedział, że potrzebował takiej roli od dawna. Wszystkie emocje, które odczuwał Stephen w książce, można było jeszcze mocniej poczuć podczas oglądania ekranizacji. Benedict jak zawsze mnie nie zawiódł i zdecydowanie, nawet tylko ze względu na niego, polecam zobaczyć ten film.
Benedict Cumberbatch jako Stephen Lewis |
U boku Benedicta grała Kelly MacDonald, która odgrywała żonę Stephena, Julię.
Jeśli mam być szczera, kiepsko orientuje się w środowisku aktorów z Wielkiej Brytanii i nie miałam pojęcia, kim ona jest. Lecz ten fakt nie stanął na przeszkodzie, by docenić jej pracę w odgrywaniu Julii.
Kelly zagrała ją naprawdę bardzo dobrze. W filmie widać, iż ona również stara się poczuć, jak to jest stracić własne dziecko. W byciu aktorem jest to jeden, jeśli nie najważniejszy element - wczuć się. Ona zrobiła to wręcz idealnie.
Kelly MacDonald wraz z Benedictem Cumberbatch jako państwo Lewis |
Przede wszystkim - film, a książka.
Większość z was pewnie ma zdanie, że książki są lepsze od ich ekranizacji.
Cóż...
W moim odczuciu niestety tutaj jest podobnie.
Pomimo bardzo dobrej obsady, niesamowitej gry aktorskiej, cudownych scenerii, niestety pojawiły się pominięcia ważnych wątków. Mówię tutaj m.in. o wytłumaczeniu przez matkę Stephena motywu z knajpą (ci, którzy czytali i oglądali film wiedzą, o czym mówię).
Choć oczywiście na pominięcie wątków można przymknąć oko, bo w końcu jest ich ogrom, tak spłycenia jednej z najistotniejszych postaci w książce (mowa o Thelmie) nie mogę wybaczyć.
Reszta jest bez zarzutu.
Podsumowując:
Jeśli jesteście ciekawi Benedicta w roli zagubionego ojca, to film jest jak najbardziej dla was. Ale jeżeli chcecie dokładnie poznać historię Stephena, to polecam najpierw przeczytać książkę, a później dla dopełnienia wrażeń zobaczyć ekranizację.
Cały film oceniam 6/10.
PS.
Jeśli chcecie zobaczyć wpisy na temat powstawania filmu, są:
TU (014) TU (026) TU (034) i TU (041)
na temat analiz o czym jest książka i co z tego może wyniknąć w filmie, bo ten dopiero powstaje
TU (036)
i wpis po angielskiej premierze filmu TU (154)
Komentarze