584. Benedict Cumberbatch dla Wyborczej

Artykuł dla tych, którzy nie mają prenumeraty Wyborczej, a warto!

Benedict Cumberbatch dla "Wyborczej": Widziałem przemoc, zrozumiałem plemienną naturę nienawiści  

"Nauczyłem się jeździć konno i gwizdać przez zęby. Opanowałem ciosanie, podkułem konia i wykułem podkowę, przygotowałem się do scen kastrowania byków i skórowania zwierząt. Ale najtrudniejsze było skręcanie papierosa jedną ręką - Benedict Cumberbatch o pracy nad nowym filmem Jane Campion." - autorka: Anna Tatarska

Fot. Richard Shotwell/AP
Jane Campion słynie z tworzenia niezwykłych filmowych portretów kobiet. Ada McGrath (Holly Hunter) w „Fortepianie", Isabel Archer (Nicole Kidman) w „Portrecie damy", Ruth (Kate Winslet) w „Świętym dymie" czy Robin Griffin (Elisabeth Moss) w „Tajemnicach Laketop" – wszystkie wymykały się stereotypom, zaskakiwały, przekraczały granice.

W „Psich pazurach", pierwszym od 2013 r. filmie Nowozelandki, w centrum jest jednak mężczyzna. „Nie kalkuluję. Nie dzielę postaci według płci" – mówiła Campion w Wenecji, gdzie film miał premierę i skąd wyjechał z nagrodą za reżyserię. „Rzadko kiedy kończę książki, które zaczynam. Książkę Thomasa Savage’a połknęłam. Całkowicie uwierzyłam w stworzony przez niego świat".

W centrum akcji jest dwóch braci – niewyrafinowany, acz dobroduszny George (Jesse Plemons) i makiaweliczny, homofobiczny Phil (Benedict Cumberbatch). Jest rok 1925, ale w Montanie, gdzie prowadzą wielkie ranczo, czas zatrzymał się kilka dekad wcześniej. Ideałem męskości wciąż jest archetypiczny kowboj: silny, brutalny, uwalany błotem po gęsty wąs. Gdy w życie mężczyzn wkracza wdowa Rose (Kirsten Dunst), wypracowana przez lata rodzinna równowaga zaczyna się sypać. Kradzież uwagi brata, delikatność, ale też tajemnice skrywane przez bratową wywołują w Philu gniew. Jednak najbardziej zadziwia go syn kobiety, kilkunastoletni Peter (Kodi Smit-Mcphee), wrażliwy, wiotki intelektualista marzący o karierze lekarza i fashionista, którego przykurzeni, żujący tytoń koledzy Phila wyzywają pogardliwie od ciot.

Film już można oglądać w kinach, a od 1 grudnia w Netflixie.

Rozmowa z Benedictem Cumberbatchem, Philem w filmie "Psie pazury"

Anna Tatarska: „Psie pazury" dzieją się w roku 1925, ale są boleśnie aktualne. Jane Campion nakręciła film historyczny o współczesności?

Benedict Cumberbatch: – Takie szukanie wspólnych wątków jest nieuniknione, co więcej, wydaje mi się, że dowodzi sukcesu filmu. Jane Campion stworzyła niezwykle trafne studium męskiej toksyczności czy też toksycznej męskości. Obraz wyizolowania. Strachu. Przyjmowanie postawy obronnej, wreszcie agresji.

Te słowa krok po kroku opisują drogę pana bohatera. Phil jest nieszczęśliwy, ale trudno mu współczuć, bo jest też okrutny, toksyczny. Jak znalazł pan drogę do tak odpychającej postaci?

– Toksyczność Phila jest wynikiem środowiska, w którym dorastał i które go stworzyło. Mimo że nie wspieram takich zachowań, rozumiem ich genezę. Phil jest samotnikiem – być może z wyboru, bo pewnie ma poczucie, że nikt by jego położenia nie zrozumiał. Emocje od siebie odsuwa, w ogóle nie umie sobie z nimi radzić. Sądzi, że taka pancerna, fizycznie manifestowana męskość będzie jego orężem, siłą. Ostatecznie staje się składową wielkiej, osobistej tragedii. Niemożność dzielenia się emocjami z drugim człowiekiem generuje frustrację. Kiedy Phil widzi, że jego brat kogoś poznaje, to podpala i tak krótki lont gniewu. Bo przecież on jest sam i tego nic nie zmieni.

W dzisiejszych czasach taki człowiek nie byłby wyizolowany fizycznie, nawet żyjąc pośrodku jakiegoś masywu, na prerii, z dala od cywilizacji. Dziś izolujemy się poprzez ekrany smartfonów, w sposób, który może nawet mocniej oddala nas od siebie. Myślę, że dopiero zaczynamy rozumieć, co nam robi ta fałszywa idea łączności.

Phil całe życie dzielił z bratem, pojawienie się w jego życiu narzeczonej to rzeczywiście rewolucja. Ale być może jeszcze większą rewolucją jest wejście w ich życie Petera, syna Rose.

– Peter to ktoś z tym samym wewnętrznym dylematem, ale całkowicie inaczej sobie z nim radzący. Phila to rozjusza. Widzi, że Peter niczego nie dusi, nie ukrywa. Kiedy przechodzi przez obóz osadników, a w jego stronę lecą inwektywy – „pedał", „lala", „ciota" – one go wymijają, niczym źle wypuszczone strzały. Jakby żadne złośliwe szepty czy wskazania palcem nie były go w stanie dotknąć. Peter się nie wstydzi tego, kim jest, więc nie można go tym zawstydzić.

A mojemu bohaterowi ziemia usuwa się spod nóg. Ta nowa bezradność wywołuje w nim reakcję obronną: agresję. Jest ona tym silniejsza, że Phil nie ma w życiu niczego, co byłoby głęboko prawdziwe.

Phil wytłumia nie tylko emocje i wrażliwość, ale też intelekt. Zachowuje się jak typowy redneck, choć nie do końca nim jest. Taka szkatułkowa konstrukcja bohatera jest dla aktora wyzwaniem?

– Aktorsko to perfekcyjne wtapianie się Phila w tło było bardzo trudne. Savage opisywał go jako niesamowicie oczytanego człowieka, który pożerał artykuły branżowych gazet, miał rozległą wiedzę, znał łacinę równie dobrze co angielski. Ma to wszystko w sobie, cały czas gdzieś w nim czuć to tuż pod powierzchnią, ale nigdy świadomie tego nie manifestuje. Musiałem ułożyć sobie jakąś metodę postępowania, żeby tylko raz na jakiś czas coś gdzieś nieznacznie zasugerować, zasygnalizować. Przyznam, że ogromnie podobała mi się przewrotność tej sytuacji: że wiem i gram coś, co nie będzie do końca widzialne.

Czy w jakiś sposób czerpał pan z własnych doświadczeń? Wiem, że na własne oczy widział pan, jak drastyczny obrót może przyjąć wykluczanie z powodu inności.

– Kiedy mieszkałem w internacie, miałem wtedy 17-18 lat, byłem świadkiem regularnej przemocy wobec homoseksualnego kolegi. Barbarzyńskie zachowanie. Pamiętam, że miałem wielkie poczucie niesprawiedliwości. Byłem wściekły na to polowanie na niewinnego chłopaka. Nie rozumiałem, dlaczego nie mogą dać mu spokoju, pozwolić być tym, kim chce. Ani przez chwilę nie miałem wątpliwości, że to zachowanie naganne.

Wtedy też zrozumiałem plemienną naturę nienawiści. To zjawisko, które żywi się grupowością. Kto wie, jakie były indywidualne losy chłopców, którzy prześladowali kolegę, bo został nakryty z innym chłopakiem w bursie? Może byli ludźmi, którzy z powodu własnej krzywdy krzywdzą innych? Ale kiedy stawali się stadem, przestawało to mieć znaczenie. Straszna sytuacja, z każdej perspektywy.

Myślą przewodnią „Psich pazurów" jest w pewnym sensie ta, że można się wykluczeniu i tej nienawiści sprzeciwić, jeśli tylko jest się otwartym na rozmowę.

– W moim odczuciu to film o tym, że cierpliwość i zrozumienie potrafią zwyciężać. Taka postawa stanowi o wiele lepszą alternatywę niż postawa, którą pokazuje Phil: odrzucić, zamknąć, wyrzucić klucz.

Mnie zafascynował też sposób, w jaki Jane widzi czwórkę głównych bohaterów. Tyle tu ciekawych konfiguracji i tematów: relacja matka – syn, brat z bratem, opresja, gniew, lęk, do tego akceptacja odmienności, jej triumf – bez zdradzania szczegółów...

Myślę, że udało się nam już ustalić, że rola była bardzo wymagająca. Pandemia dodatkowo skomplikowała wam życie – musieliście przerwać zdjęcia.

– Powrót do Nowej Zelandii, gdzie kręciłem wcześniej „Władcę pierścieni", był czymś wspaniałym. Akurat skończyliśmy plenery na Wyspie Południowej, największej z wysp Nowej Zelandii – udawała Montanę. Przenieśliśmy się na wnętrza do studia, udało nam się popracować jeden dzień. Potem było spotkanie z zespołem. Kraj jeszcze nie był zamknięty, ale już było wiadomo, że zaraz będzie źle, tylko nikt nie umiał sobie wyobrazić, jak bardzo. Padło pytanie: czy będziemy się czuć komfortowo, kontynuując pracę? Odpowiedź brzmiała: „nie". Groził nam lockdown, w tej sytuacji niektórzy mogliby chcieć wrócić do domu, za ocean. Nie mogli trwać w jeszcze większej niepewności. Zatrzymaliśmy zdjęcia. Za chwilę przyszło trzymiesięczne zamrożenie.

Pracuje pan metodą Stanisławskiego, czyli wcieleniową. Czyli na czas zdjęć „jest pan w postaci". Jak wyglądało granie roli z przerwą, jakby w dwóch częściach?

– Kiedy Jane przedstawiała mnie ekipie, to już jako Phila. „Benedicta poznacie po zdjęciach" – żartowała, choć przecież to nie był do końca żart, bo ja nigdy roli nie przerywam. Kiedy nas zamknęli, tłumaczyłem sobie, że ten okres przerwy jest jakoś odgórnie zaprojektowanym czasem próby. To było tym trudniejsze, że kiedy człowiek pracuje w takim środowisku jak Wyspa Południowa, przestrzeń staje się nowym bohaterem filmu. Aktor czerpie z zewnętrza cały czas, doładowuje się upałem, zimnem, wiatrem. Staje się częścią otaczającej go natury. Dlatego etap zdjęć w studiu zawsze mnie przerażał, bałem się go. Zastanawiałem się, w jaki sposób mógłbym zabrać Wyspę Południową, jej esencję, ze sobą w dekoracje.

Doskonale pamiętam moment, gdy po wymuszonej przerwie wróciłem na plan i usłyszałem w krótkofalówce – ekipa komunikuje się poprzez nie na planie – że „Wyspa Południowa jest na planie". W sensie, że ta niezwykła atmosfera, klimat dalej nam towarzyszą i nas inspirują, że przybyły ze mną. To był wspaniały komplement. Też to poczułem. Ten brud, pył na planie dał mi poczucie, jakbym wrócił do siebie, znowu był w pełni obecny.

To było dla mnie ogromnie ważne, bo jako aktor przez pandemię czułem się zagubiony. Nie wiedziałem, czy powinienem się tego uczucia dalej trzymać, czy mam je puścić, pozwolić mu się rozwiać, bo przecież nie wiadomo, ile to wszystko potrwa.

Powrót na plan to były godziny rozmów, mozolne próby reasymilacji. Ale wydaje mi się, że w przedziwny sposób ta nieplanowana przerwa dodała całemu doświadczeniu udziału w filmie głębi i znaczenia.

W jaki sposób?

– To było tak niespodziewane i wielkie utrudnienie, że kiedy wreszcie wróciliśmy, to bardzo głodni i w pełni skupieni. Byliśmy szczęściarzami, którzy mogli kontynuować pracę. Wszystko nagle wydało się cenne i ważne, zdaliśmy sobie sprawę z naszego przywileju. W dziwny sposób pomogło to filmowi.

A panu też pomogło?

– Cały okres zdjęć był czasem dynamicznych zmian. Najpierw plan, tak zaopiekowany, bezpieczny i wspierający. Zaraz potem strach i niepewność początku pandemii. Wreszcie wymuszone zamknięcie i wyłączenie się ze wszystkiego. O dziwo dla mnie ten czas kryzysu stał się czasem bliskości, komfortu i dbania o siebie nawzajem. W Nowej Zelandii byłem z całą rodziną – żoną, synami i rodzicami, którzy są po osiemdziesiątce. Po pierwszym szoku, że zastało nas to wszystko bez żadnych znaków ostrzegawczych, tysiące mil od domu, w obcym miejscu, lockdown przeobraził się we wzbogacające doświadczenie. Wreszcie przyszedł czas powrotu do pracy, oczywiście z zachowaniem wszelkich środków bezpieczeństwa. Otwarcie zdjęć stało się jednocześnie powrotem do społeczeństwa, i to dopiero było szalone. To był jedyny raz, kiedy funkcjonowałem w grupie i nie bałem się zarażenia. Byliśmy totalnie wyłączeni ze świata. Bezpieczni.

Jak udało się panu przez ten czas utrzymać psychikę w dobrej kondycji?

– To była niezwykła podróż. Już od momentu, kiedy w ogóle dostałem propozycję udziału w filmie Jane Campion, wiedząc, co do tej pory robiła i jakie kreacje dzięki jej wizji stwarzali aktorzy. Intrygowała mnie niesamowicie postać Phila, niezwykle tragiczna, ale nie jednowymiarowa, czułem, że mam szansę oddać mu sprawiedliwość. Jednak sporo się zastanawiałem nad tym, czy doświadczanie bycia na planie dorośnie do moim oczekiwań, wyobrażeń.

Otóż przerosło je. Tak, poziom stresu bywał obezwładniający. Czasami schodziłem z planu i zdecydowanie za głośno puszczałem muzykę w samochodzie albo robiłem sobie na rozluźnienie drinka. Jak każdy. Ale to wynikało z okoliczności zdjęć i czynników zewnętrznych. Natomiast sama praca, ta aktorska codzienność, była ożywcza i satysfakcjonująca. Oczywiście miewałem momenty zawahania, kiedy musiałem na chwilę zniknąć, stanąć z boku, popatrzeć z dystansu. Zdarzało się, że nie byłem do końca pewien, gdzie jest myślami Phil. Ale to są momenty, których aktor się nie boi, aktor o nich marzy.

Rozmowa o fizyczności wydaje się nie na miejscu, ale muszę jednak podpytać o przygotowania do roli, bo na ekranie widać, jak imponującą przemianę fizyczną pan przeszedł. Pana bohater jest niesamowicie szczupły, ale umięśniony, napięty. To ciało świetnie działa w sensie filmowym.

– Przyznam bez wstydu, że wyszło to trochę przypadkiem. W trakcie zdjęć z Jane ostro trenowałem, bo według harmonogramu zaraz po ostatnim klapsie miałem się przenieść na plan nowego filmu o Doktorze Strange’u. Ciężary i pływanie to była moja druga zmiana, a że plan był angażujący, wyciskałem w przerwach między ujęciami lub jeszcze po zejściu z planu. Oczywiście zdjęcia do „Doktora Strange’a" zostały przesunięte. Ale dobrze się złożyło, bo dzięki temu zbudowanemu w pocie czoła ciału byłem bliżej tego, jak Phila opisywał Savage. Jako kogoś niezwykle silnego i wytrzymałego, choć nie masywnego, więc ta jego siła była zaskakująca. To ktoś, kto potrafi wygiąć podkowę i utrzymać uzdę narowistego konia, gdy zagania bydło.

Fizyczność okazała się bardzo ważna w opowiadaniu o tym, kim jest mój bohater, jak ciężko pracuje, jak jest zdeterminowany, silny, pozbawiony miękkich, delikatnych miejsc. Jakby chciał tym wyżyłowanym ciałem obudować wszystkie niepewności i wahania.

Ta rola wymagała od pana nabycia wielu umiejętności dziś uznawanych za raczej nietypowe.

– Moja gra na bandżo niewątpliwie zyskała na trzech miesiącach przerwy od zdjęć. Oprócz tego nauczyłem się jeździć konno i gwizdać przez zęby. Musiałem mistrzowsko opanować ciosanie, rzeźbienie w drewnie. Nie udało mi się na razie samodzielnie wykonać stołu, ale zrobiłem zestaw krzeseł, jedno z nich widać nawet w filmie. Na liście było też kowalstwo. Podkułem konia i wykułem podkowę, którą podarowałem Jane.

W filmie były też sceny kastrowania byków i skórowania zwierząt – przygotowywałem się do nich, między innymi odwiedzając taksydermistę. Jednak najtrudniejsze było skręcanie papierosa jedną ręką. Ta umiejętność wymagała wielu ćwiczeń. A i tak na ekranie musieliśmy trochę podkręcać swobodę bohatera poprzez sprytny montaż.

Konie, noże, skórowanie zwierząt – według Phila supermęskie zajęcia. Pan też w takich kategoriach definiuje męskość?

– Skąd! Dla mnie męskość oznacza bycie autentycznym w relacji z samym sobą. I chyba na braku tej autentyczności polega dramat Phila. On na wielu płaszczyznach funkcjonuje prawidłowo, poświęca się w pełni pracy na ranczu, zawiaduje grupą pracowników, świetnie prowadzi biznes. Ale w środku, w swojej istocie ma coś, czego nie potrafi, nie może wyrazić, do czego nie chce się przyznać.

W moim odczuciu męskość oznacza współistnienie wszystkich tych elementów. Na szczęście dziś żyjemy w czasach o wiele bardziej inkluzywnych i tolerancyjnych, gdzie – mimo że wciąż bywa to niekiedy trudne – można być tym, kim się chce. I być akceptowanym.

Benedict Cumberbatch - ur. w 1976 r., zasłynął jako Sherlock w serialu BBC, uznanie przyniosły mu m.in. role Alana Turinga w „Grze tajemnic" (nominacja do Oscara) i Juliana Assange’a w „Piątej władzy". Jego charakterystycznym, głębokim głosem mówił też Smaug w filmowych adaptacjach książek Tolkiena. Największą popularność przyniosła mu rola Doktora Strange’a w produkcjach ze stajni Marvel Cinematic Universe.

Syn dwójki aktorów, komandor Orderu Imperium Brytyjskiego i szef rady zarządu London Academy of Music and Dramatic Art. Ojciec trójki dzieci i – jak twierdzą koledzy z planu – człowiek „po brytyjsku nadzwyczaj uprzejmy".

583. Wywiad i sesja dla NME

Na podstawie artykułu w NME:

Początek nie wskazuje, żeby na temat Benedicta Timothyego Carltona Cumberbatcha miało być coś bardzo fajnego. Urodzony w zachodnim Londynie, uczył się w szkole publicznej. Jego rodzice aktorami estradowymi. Jest postrzegany niesamowcie angielsko w czasach, kiedy jest to zdecydowanie nie na miejscu. Jest on znany z grania mózgowców, lekko nerdowatych postaci, takich jak Sherlock czy marvelowski Doctor Strange.
 
 zdjęcia: Gavin Bond

Kiedy go spotykamy, w wystawnym apartamencie hotelowym w centrum Londynu, również nie robi szczególnego wrażenia. Owinięty w marynarski szalik, w zielonej pikowanej kurtce, wygląda, jakby był przeziębiony (nie jest, tylko z pobliskiego okna dobiega chłodny przeciąg antyCOVIDowy) Ma też niebieskie okulary przeciwsłoneczne na receptę, które wywołują u niego zakłopotanie. "Nie próbuję być jak Bono" - mówi. "Mam [problemy z oczami] w mojej rodzinie. Nie można sprawy ignorować."

To bardzo Milhouse'owe posunięcie, zaczynać rozmowę od swoich okularów. A jednak, pod koniec naszej długiej rozmowy o motocyklach, muzyce i najlepszych klubach techno w Manchesterze, nie mamy wątpliwości. Benedict Cumberbatch jest naprawdę bardzo fajny. Zdecydowanie fajniejszy niż Bono. 

Na początek jego nowy film "The Power Of The Dog" - daleka od wyrafinowanych tematów Hawkinga i biografii Alana Turinga The Imitation Game, adaptacja Jane Campion powieści Thomasa Savage'a z 1967 roku, w której Cumberbatch gra Phila Burbanka, kowboja z lat 20-tych, który wraz z bratem George'em (Jesse Plemons) prowadzi ranczo w Montanie. Jeździ konno, walczy, pasie bydło, a nawet gra na banjo. 

Cumberbatch wyznaje: "Opanowanie połowy utworu zajęło mi dużo czasu", po czym szczegółowo opisuje trudny okres przedprodukcyjny, w którym żonglował obowiązkami związanymi z opieką nad dziećmi i regularnymi lekcjami online u "trzeciego najlepszego" banjo playera na świecie. "Byłoby genialnie, gdybym mógł grać covery - rzeczy takie jak 'Smells Like Teen Spirit' - ale niestety nie jestem aż tak dobry".

Kiedy w końcu dotarli do wiejskiej części Nowej Zelandii i rozpoczęli zdjęcia, zrobiło się dość intensywnie. Cumberbatch wszedł w postać na całego: nie mył się, na planie stale pozostawał w swojej roli i nie reagował, gdy ktoś zwracał się do niego Benedict. Kolejnymi zadaniami było pływanie nago w rzece, pokrywanie ciała błotem i całodzienne palenie papierosów bez filtra. Jego nagroda za wystawienie się na próbę? Zatrucie nikotyną - trzykrotnie (The Guardian).

W pewnym momencie w filmie brat Phila George, przyprowadza do domu swoją nową żonę (Rose, grana przez Kirsten Dunst), a kruchy spokój Phila zostaje złamany. Wspomnienia o traumatycznym wydarzeniu z przeszłości powracają, więc okrutnie dokucza Rose, aż ta popada w alkoholizm.

"Nie chciałem być wredny dla Kirsten, musiałem wczuć się w postać" - mówi Cumberbatch o ich relacji. "Więc nie rozmawiałem z nią na planie. Ona była taka sama. Byliśmy negatywem dla pozytywów drugiej strony. Odpychaliśmy siebie nawzajem"

Efektem tej wzajemnie uzgodnionej wredności jest znacznie bardziej nieprzyjemny Cumberbatch, niż ten którego widzieliśmy do tej pory. Niesamowicie uzdolniony, a jednocześnie emocjonalnie sparaliżowany Phil jest grany jak torturowana gwiazda rocka, która cierpi dla swojej sztuki. Choć w tym przypadku nie pisze piosenek indie z depresyjnymi tekstami, ale zajmuje się sianokosami, struganiem drewnianych figurek i zaplataniem grubego sznura z prawdziwego końskiego włosia. Coś jak Farma Clarksona, ale bez żartów.

Bedictowi Cumberbatchowi nie są obce gwiazdy rocka. Przyjaźni się z gitarzystą Radiohead, Jonnym Greenwoodem, który stworzył muzykę do filmu "The Power Of The Dog" i opowiada o ich niezręcznym pierwszym spotkaniu.

"[Producent Radiohead] Nigel Godrich i [reżyser Last Night In Soho] Edgar Wright przyszli zobaczyć mnie w Hamlecie", wspomina Cumberbatch o swoim sławnym występie scenicznym w teatrze Barbican w 2015 roku. "Po wszystkim przyszli za kulisy i odbyliśmy miłą, długą rozmowę".

"Powiedziałem Nigelowi: 'Jestem wielkim fanem Radiohead, nie spodziewałem się, żeby któryś z chłopaków chciał przyjść i zobaczyć Szekspira? Więc Jonny i Thom [Yorke] przyszli jednego razu na przedstawienie, a potem rozmawialiśmy za kulisami. Byłem bardzo zdenerwowany, bo nie był to najlepszy występ. Cały zakłopotany patrzyłem w ziemię. Ale oni też! A Thom mruczał: "Tak, jesteśmy wielkimi fanami Sherlocka..." Wszyscy kręcili i gapili się w ziemię. To było takie dziwne!"

Cumberbatch, jak się okazuje, jest całkiem niezły w rzucaniu nazwiskami. Poza spotkaniem z "chłopakami z Radiohead", opowiada nam o tym, jak został zaczepiony przez Teda Dansona na rozdaniu Oskarów ("po prostu oszalał"), wpadł na Buzza Aldrina ("słodki człowiek"), surfował z Fleą ("kolejny sławny muzyk") i dostał pieczęć aprobaty od Jacka Nicholsona ("po prostu spojrzał na mnie, uniósł brwi i kibicował mi z drugiego końca sali").
 

Był również na kilku bardzo dobrych koncertach na przestrzeni lat, w tym Radiohead na trasie A Moon Shaped Pool - i na definiującym epokę Glastonbury headline'owym koncercie Pulp w 1995 roku, kiedy to w ostatniej chwili zastąpili The Stone Roses, bo John Squire spadł z roweru. "Kurwa, zdmuchnęli dach z nieba" - wspomina.

Cumberbatch po raz pierwszy zetknął się z muzyką jako nastolatek w latach 90-tych, oklejając ściany swojej sypialni w szkole z internatem plakatami Ride, Franka Blacka i Davida Bowiego. "Byłem zbuntowanym nastolatkiem... bardzo lubiłem NME" - mówi. "To był środek Britpopu. Więc zdecydowanie byłem częścią tego podziału 'Blur czy Oasis?'"  - Jest z drużyny fanów Blur, gdyby ktoś się zastanawiał.

Potem Cumberbatch studiował dramaturgię na Victoria University w Manchesterze, gdzie odkrył legendarną imprezową scenę tego miasta. "Przez długi czas byłem bardzo, bardzo zainteresowany techno. To był mój zestaw na studiach" - mówi. "Często chodziłem do klubów, działo się mnóstwo różnych bezsensów. Lubiłem Havok w piątki, bo po prostu uwielbiałam tańczyć." Tu uderza się dłonią w kolano, jak zawsze, gdy wygłasza kwestię, w którą naprawdę wierzy. "Nadal tak jest." 

Jeśli wizja spoconego Alana Turinga, który w szaleństwie schodzi do acid house o 3 nad ranem, wydaje się dziwna, to dlatego, że tak jest. Ale to tylko jedna z niespodziewanych ciekawostek z młodości Cumberbatcha. Zanim stał się "Sherlockiem z serialu" Benedict żył pełnią życia.

Podczas swojej przerwy w nauce spędził pięć miesięcy, ucząc języka angielskiego tybetańskich mnichów w klasztorze we wschodnich Himalajach w Indiach. Uważa to doświadczenie za klucz do swojego późniejszego sukcesu i twierdzi, że spokój, którego nauczył się dzięki medytacji transcendentalnej, uczynił go lepszym aktorem. Podczas nieco mniej relaksującej podróży w 2005 roku, Cumberbatch został uprowadzony po tym jak pękła opona w ich samochodzie w RPA, upchnięto go w bagażniku samochodu i zmuszono do błagania o życie przed uzbrojonymi porywaczami.

"Nauczyło mnie to, że na świat przychodzisz tak samo jak go opuszczasz - na własną rękę. To sprawiło, że chcę żyć mniej zwyczajnie" - mówił wcześniej. "Zawsze będę pamiętał, że [kiedy pękła opona] w radio leciało 'How to Disappear Completely' Radiohead".

Reakcja Cumberbatcha na to drastyczne zdarzenie jest inspirująca. Nie wycofał się w głąb siebie, jak niektórzy z nas rozpamiętując lub zapaść się w przerażony, użalający się nad sobą bałagan, wszedł na "adrenalinowy przester". Skakał ze spadochronem. Jeździł na motocyklach. Latał balonem. Jest to typowy przykład człowieka, który od najmłodszych lat miał mieć wszystko podsuwane, ale udało mu się chwycić życie obiema rękami.
 

Szesnaście lat po tych traumatycznych godzinach życie Cumberbatcha jest całkowicie inne. Jest teraz megagwiazdą. W 2010 roku pojawił się na planie Sherlocka, a ostatnie półtorej dekady spędził skacząc między przebojowymi produkcjami (Star Trek, Hobbit, Marvel), a nagradzanymi dramatami (Black Mass - Pakt z diabłem, The Hollow Crown, Patrick Melrose). Wybiera role w uznanych projektach o wybitnych Brytyjczykach. Niektóre z nich, jak "Hawking" czy "Brexit: The Uncivil War" z 2019 roku, w którym zagrał mało wówczas znanego Dominica Cummingsa, cieszą się drugim życiem. Cummings stał się jedną z najsłynniejszych politycznych twarzy w kraju wkrótce po tym, jak Cumberbatch go sportretował - a po śmierci Stephena Hawkinga trzy lata temu nastąpił gwałtowny wzrost oglądalności filmu telewizyjnego Cumberbatcha z 2004 roku. Czy to po prostu szczęście - czy też część strategii?

"Nie pomyślałem o tym. To bardzo cyniczne spostrzeżenie" - mówi, uśmiechając się. "Grałem z wieloma ludźmi, którzy odeszli. To ciekawa teoria, ale ja lubię, gdy rzeczy mają swoje życie w danej chwili. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnę, jest to, by ludzie oglądali filmy tylko wtedy, gdy się ich do tego popchnie!"

Naturalnie był zszokowany, gdy zobaczył Cummingsa pojawiającego się na pierwszych stronach wszystkich gazet: "Nie mogłem w to uwierzyć. Wywołałem z Jamesem Grahamem te wydarzenia. Wszystko. Wygrana Borisa, to wszystko. A potem pojawił się COVID i pomyślałem: "To się robi zbyt dramatyczne, żeby dramatyzować" To jest dziwaczne."

Przez COVID Cumberbatch ma bardzo pracowity okres. Zaległości, które powstały, gdy kina musiały zostać zamknięte podczas lockdownu, oznaczają, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy wyjdą aż cztery filmy: najpierw The Power Of The Dog, kolejny biopic The Electrical Life Of Louis Wain, a następnie dwa filmy Marvela (Spider-Man: No Way Home i Doctor Strange in the Multiverse of Madness).

Spośród filmów ten o Louisie Wainie jest dla aktora szczególnie wyjątkowy, ponieważ dał Cumberbatchowi okazję do ponownego spotkania z Nickiem Cave'em. Para poznała się podczas charytatywnej imprezy czytelniczej Letters Live w 2013 roku, ale od tamtej pory nie pracowała razem. Cumberbatch nie ma żadnych wspólnych scen z Cave'em, który gra autora science-fiction H.G. Wellsa, ale był na planie gdy składano ukłon dla rockmana. "To najfajniejszy człowiek na świecie. Uwielbiam go", mówi Benedict. "Nick podszedł do mnie po wszystkim i zapytał [Cumberbatch przyjmuje akcent z Aussie] 'Is this alriiiiiiight? Naprawdę nie wiem, co robić" Powiedziałem mu tylko, żeby był sobą. I w filmie jest Nickiem Cavem. Wypowiada słowa H.G. Wellsa, ale tak naprawdę to Nick Cave".

Interesujący jest sposób, w jaki Cumberbatch opowiada o gwiazdach rocka, które poznał i uważa za swoich przyjaciół. Nie wydaje mu się, że jest na tym samym poziomie. Być może jest to pokora przed kamerą, ale jego komentarze na temat aktorów często odwołują się do porównań. Kiedy wspomina o muzykach, używa słów takich jak "uwielbienie" i "geniusz". Aktorstwo to dla niego praca. Muzyka jest wyższą sztuką. Następnym krokiem, można by pomyśleć, byłoby połączenie tych dwóch elementów w czymś takim jak Rocketman czy Bohemian Rhapsody.

"Jest kilka gwiazd rocka, które chciałbym zagrać" - mówi tajemniczo, a lazurowe okulary przeciwsłoneczne dobrze ukrywają jego myśli. "Ale nie sądzę, że to się stanie, ani nie zamierzam mówić kogo. Musisz zgadnąć."

A co z chłopakami z Radiohead?

"Nie sądzę, by chcieli, by ich życie przerobiono na film. Byłby to dość dziwny film, a kocham ich słowo daję. Nie, nie w tej chwili, ale wiesz..., zobaczymy." 
Benedict Cumberbatch jako Thom Yorke? To by było naprawdę fajne.

582. Zimowy numer Esquire - artykuł

Artykuł zaczyna się zachęcająco: Benedict Cumberbatch musi popracować nad swoją grą na banjo.

Jednakże wie, jak strugać. I układać siano. I malować koty. A jeśli ładnie poprosić, może zrobić but dla twojego konia. Z czterema nowymi filmami gotowymi do premiery, od spektaklu Marvela po intensywne dramaty, najbardziej charakterystyczny i najlepiej przygotowany odtwórca głównej roli w kinie ma za sobą wyjątkowo produktywną pandemię. 
 
 
Benedict Cumberbatch jest pilnym badaczem życia swoich bohaterów, zarówno fikcyjnych, jak i niefikcyjnych. Na pierwszy rzut oka historia Greville'a Wynne'a, postaci granej przez Cumberbatcha w jego najnowszym filmie Gra szpiegów (The Courier), oferowała bogaty wybór. Ale był pewien problem. Prawdziwy biznesmen, zwerbowany przez MI6 podczas zimnej wojny jako pośrednik w kontaktach z sowieckim agentem Olegiem Pieńkowskim, zmarły Wynne pozostawił po sobie dwie książki szczegółowo opisujące jego wyczyny. Niestety, był nałogowym kłamcą. Wiele z tego, co opisał Wynne, było albo błędne, albo po prostu nie mogło mieć miejsca. The Courier musiał więc być jednym z hollywoodzkich filmów biograficznych, który w mniejszym stopniu opierał się na materiale źródłowym, próbując dotrzeć do prawdy. (Jeśli chodzi o szpiegostwo, okazuje się, że nie można ufać nikomu). 

Jak więc najlepiej poradzić sobie z taką postacią?

"To dziwne" - mówi Cumberbatch. "Niespodziewanie potrafią pojawiać się rzeczy, które pomagają zrozumieć"

W przypadku Greville'a Wynne'a był to jego krawat.

"Powiedziałem 'Ten krawat jest na każdym jego zdjęciu. To jest to, co nosi na pokazowym procesie, to jest to, co nosi, kiedy wychodzi z więzienia, to jest to, co nosi, zanim jeszcze został w to wszystko wplątany". Zbadałem to. Był to krawat Klubu Inżynierskiego Uniwersytetu Nottingham. Nigdy nie należał do żadnego klubu. To jest mundur. Prezentuje swoją osobowość. To jest akt. Trochę showmaństwa."

Cumberbatch był zajęty. Obecnie ma na koncie cztery filmy, które czekają na premierę. Dwa do Universum Marvela: Doctor Strange in the Multiverse of Madness oraz Spider-Man: No Way Home, oraz dwa inne, w których jego zamiłowanie do badań naukowych okazało się szczególnie przydatne. Do filmu The Electrical Life of Louis Wain, opowiadającego o ekscentrycznym edwardiańskim artyście, którego obrazy przedstawiające wielkookie koty grające w karty, zmywające naczynia itp. przyniosły mu dużą widownię, ale mało pieniędzy, zaangażował pomoc wieloletniego dealera sztuki Waina, Chrisa Beetlesa.

"Stworzyłem wiele z tych obrazów, które widać w filmie" - mówi Cumberbatch. "To ja to robię, choć nie mogę tego robić obiema rękami [Wain był oburęczny i malował dwiema rękami jednocześnie]. Ale nie wiem, czy ktokolwiek może. On naprawdę mógł. To nie była tylko sztuczka."

Ale naprawdę miał dużo pracy przy "Psich pazurach" (The Power of the Dog), niesamowitym westernie, który jest pierwszym od trzynastu lat filmem jednej z największych światowych reżyserek, Jane Campion (Fortepian, Jasna gwiazda). Cumberbatch gra Phila Burbanka, zawadiackiego właściciela rancza w Montanie na początku XX wieku, który dręczy żonę swojego młodszego brata, George'a. Według powieści Thomasa Savage'a z 1967 r., starszy Burbank jest "wielkim czytelnikiem, taksydermistą (wypychaczem zwierząt), mistrzem w zaplataniu surowej skóry i końskiego włosia, rozwiązywaczem problemów szachowych, kowalem i metaloplastykiem, kolekcjonerem grotów strzał (nawet sam wyrabiał groty strzał z większą wprawą niż jakikolwiek Indianin), graczem na banjo, świetnym pisarzem, budowniczym wózków do układania stosów siana, wyrazistym rozmówcą".

Z jazdą konną Cumberbatch był obeznany, grał w 2011 roku w filmie War Horse. "Uwielbiam to" - mówi. "Cudownie tak po prostu siąść w siodle" ("Choć - dodaje - to był western, więc to inny styl")

Pozostawało więc tylko plecenie warkoczy, powroźnictwo, wyroby żelazne, chowanie się, zbieranie siana, gwizdanie, struganie drewna i banjo. The Power of the Dog nie pozostawia wątpliwości, że stał się w tych wszystkich dziedzinach biegły. Zanim rozpoczęły się zdjęcia, był w pełni sprawny fizycznie. W trakcie zdjęć na Wyspie Południowej, (Nowa Zelandia zastępuje amerykański Zachód lat 20-tych), udał się do sklepu żelaznego, gdzie wybił podkowę i podarował ją Campion jako prezent na szczęście.

TU całość. 
Zdjęcia via BCC.

581. Contenders Film w Los Angeles

W niedzielę 14 listopada, po przerwie wywołanej pandemią, powróciły do edycji na żywo - z osobistym udziałem gwiazd - panele Deadline's Contenders Film: Los Angeles. 
Podczas tych forów, prezentujących 31 najgłośniejszych i najbardziej obiecujących tytułów sezonu, obecni byli artyści, który tworzyli te dobrze zapowiadające się i wyczekiwane produkcje filmowe. 
Można było wysłuchać ich opowieści o pracy nad filmami, relacji z planu, ciekawostek i anegdot związanych z niuansami przemysłu filmowego.
Panele miały miejsce w DGA Theater, a ponadto były prezentowane online.

Z udziałem Benedicta odbyły się dwa spotkania.

Pierwszy dotyczył filmu ‘The Electrical Life of Louis Wain’ i odbywał się pod tytułem “The Real Electricity Is Love” - prawdziwą energią jest miłość.
Prowadzący Ryan Fleming rozpoczął od pytania co spowodowało, że Benedict zdecydował się opowiedzieć historię Louisa Waina. 
Aktor przyznał, że był on niezwykłym człowiekiem. To on udomowił kota. Z pasją oddawał się wielu tematom: boksowi, malarstwu, komponowaniu opery (niezbyt dobrej, jak podsumował Cumberbatch) i teoretyzowaniu na temat mechanicznego działania świata, w tym tajemnic elektryczności, energii.
"Przez całe życie czuł energię" powiedział Benedict podczas panelu. Ale "prawdziwą energią jest miłość" - kontynuował. "To jest przepływ, to jest kurs, który biegnie przez całe jego życie.  
I, oczywiście, tego wszystkiego dostarcza mu Emily. "
Benedict wspomniał również, jak wielkie szczęście miała jego firma produkcyjna, że mogli film stworzyć z reżyserem tak wrażliwym i zdolnym, jakim jest Will Sharpe. A muzykę stworzył Arthur Sharpe, brat reżysera.
Zarejestrowaną rozmowę można obejrzeć TU 
 
 



 
Drugi panel dotyczył filmu "The Power of the Dog" .
Udział w nim wzięli, poza Benedictem: reżyserka Jane Caampion, oraz Kodi Smit-McPhee i Kirsten Dunst.
Do obejrzenia TU

 

580. Benedict w programie Jimmy Kimmel Live

11 listopada 2021 Benedict wziął udział w programie Jimmy Kimmel Live .

Opowiadał o amerykańskim akcencie, o swoim filmie "The Power of The Dog", o nauce skręcania papierosów jedną ręką, pasieniu bydła, o filmie "The Electrical Life of Louis Wain" na Amazon Prime, o kręceniu "Spider-Mana No Way Home" i różnych teoriach fanów, o figurkach Doktora Strange'a, a także o Jimmym grającym Kravena Łowcę w nadchodzącym filmie. Było wesoło!



579. Pokaz The Power of The Dog' na AFI Fest 2021

Od środy 10 listopada  do niedzieli 14 listopada w Los Angeles odbywa się AFI Fest – festiwal filmowy Amerykańskiego Instytutu Filmowego.
11 listopada podczas festiwalu miał miejsce pokaz filmu 'The Power of The Dog' z udziałem m.in. Jane Campion, Kirsten Dunst, Kodiego Smit-McPhee i Benedicta, u którego boku towarzyszyła mu Sophie. 


na zdj: od lewej do prawej: Roger Frappier, Ari Wegner, Tanya Seghatchian, Kodi Smit-McPhee, Kirsten Dunst, Frances Conroy, Peter Sciberras, Lisa Nishimura, Benedict Cumberbatch, Jane Campion, Iain Canning, John Woodward, oraz Scott Stuber (fot. Matt Winkelmeyer)




 
fot via BCC oraz getty images

578. Benedict wziął udział w Tmall Singles’ Day shopping event

Podczas chińskiego wydarzenia Tmall Single's Day pojawił się Benedict za pośrednictwem nagranego wcześniej wideo. Święto odbywa się w Chinach rokrocznie 11 listopada.

Dzień Singla lub Double 11, pierwotnie nazywany Dniem Kawalerów, jest chińskim nieoficjalnym świętem i sezonem zakupów. Święto celebruje ludzi, którzy nie są w związkach.







Poniżej krótki występ Benedicta. Filmik pierwotnie zamieszczony został na Weibo, następnie na Youtube, dzięki fanom:

Reakcja fanów na pojawienie się Benedicta podczas programu  - bezcenna:
 

A TU zaproszenie na wydarzenie:

577. Nowy zimowy numer magazynu Esquire z Benedictem x3

W nowym zimowym numerze magazynu Esquire znajdują się trzy artykuły z Benedictem w roli głównej.
 
 
Artykuł pierwszy, okładkowy, uzupełniony  przepiękną sesją fotograficzną.

 




 Artykuł drugi kryje rozważania na temat możliwości powstania piątego sezonu serialu "Sherlock".
"Nie mnie to komentować" - mówi Benedict.

W artykule trzecim - Cumberbatch dzieli się swoimi obawami związanymi z filmem "Doctor Strange 2" To jak syndrom drugiego albumu...
Benedict opowiada m.in. jak to się zaczęło w 2015 roku, kiedy ekipa musiała czekać, aż skończy grać Hamleta.

Poprzednia sesja Benedicta dla Esquire miała miejsce w 2013 roku

576. Konferencja prasowa „The Power of the Dog” Netflixa

Aktorzy Benedict Cumberbatch, Kirsten Dunst, Jesse Plemons i Kodi Smit-McPhee oraz reżyserka Jane Campion oraz operatorka zdjęć Ari Wegner, editor Peter Sciberras oraz producentka Tanya Seghatchian na konferencji prasowej „The Power of the Dog” Netflixa, dzięki relacjom osób, które uczestniczyły jako publiczność:

(stąd TU
 
 



(lub TU


(stąd: X)



(stąd: U)

(stąd: V)

(stąd: Z
(oraz na koniec Benedict w drodze via instagram)